WYWIAD z Agatą stec

Mówisz, że w życiu nie chodzi o to, żeby przeczekać burzę, ale nauczyć się tańczyć w deszczu. Czy dokładnie w ten sposób żyjesz?

Staram się tak żyć. Zdarzają mi się momenty przeczekiwania i robienia swojego  tu i teraz, bez wybiegania w przyszłość. Generalnie to określenie oznacza dla mnie tyle, że nie warto zamykać oczu na coś z myślą, że to się skończy i nie musi być w tym mojego udziału. Warto również korzystać nawet z trudnych, wydawałoby się bez wyjścia sytuacji po to, żeby się wzmacniać, rozwijać i siać dobro.

Dlaczego „Inne perspektywy”?

Do terapii podchodzę holistycznie. Poprzez swoje doświadczenia życiowe, zawodowe i czas, który w moim życiu minął a także sytuacje, ludzi, spotkania różnego rodzaju oraz kierunki terapeutyczne, w które wchodziłam spowodowały, że tak naprawdę nie jestem zwolennikiem jednej ścieżki. Być może komuś to służy i w ten właśnie sposób chce pracować. To też jest dla mnie w porządku. Wielokrotnie korzystam z całego wachlarza metod, dlatego, że czuję, że to jest skuteczne.

To ciekawe. Mówisz o metodologii i sposobie, jakim pracujesz z Klientami. Natomiast moje pierwsze skojarzenie jest takie, że praca z Tobą może pozwolić komuś zobaczyć inną perspektywę sytuacji, w której się znajduje lub inaczej przysłowiową drugą stronę medalu. Czy tak właśnie jest?

Zdecydowanie tak. Jest to zresztą bardzo zbieżne z podejściem Viktora Frankla, którego sobie bardzo cenię i którego podejście również stosuję w swojej pracy. Mówi on, że z najtrudniejszych i najstraszniejszych sytuacjach może być światło i wyjście. I to właśnie one mogą być naszymi najlepszymi nauczycielami. Kiedy jesteś w środku takiej burzy i takiego dramatu, bardzo trudno jest znaleźć w sobie siłę, żeby zobaczyć to światełko. Czasem właśnie spotkanie z kimś, kto będzie Ci towarzyszył w takim współodczuwaniu, ale jednocześnie nie jest w tym ogniu, pozwala popatrzeć troszkę inaczej. Można przeanalizować swoje zasoby i wybrać swoją reakcję na daną sytuację. Od tego chcę być.

Zwłaszcza, że będąc w trudnej sytuacji, w tym ogniu, jak powiedziałaś, rzadko jesteśmy w stanie dostrzec coś pozytywnego.

Tak, dokładnie. I pamiętajmy, że dla każdego trudny moment może być w innym miejscu. I to też jest istotne. Może być tak, że dla kogoś jego trudny moment to jest coś, przez co ktoś inny przechodzi w ogóle nie zauważywszy problemu. Dlatego tak ważne jest, aby znać swoją odporność i umieć poprosić o pomoc.

Agata, co Cię ukształtowało?

Moje najtrudniejsze doświadczenia osobiste i ludzie, których spotykałam po drodze. 

Opisz siebie w trzech słowach.

Zawsze mam wybór.

Jakie wartości są dla Ciebie najważniejsze?

Wolność, miłość i  sianie dobra. 

Rozumiem, że kolejność nie jest przypadkowa?

Dokładnie (śmiech), kolejność nieprzypadkowa.

Co najbardziej lubisz w ludziach?

To, że każdy jest inny. To, że każdy czegoś innego potrzebuje. 

A co najbardziej lubisz w swojej pracy?

Jak widzę, że człowiek staje na nogi, znajduje swoją ścieżkę i jak mu rosną skrzydła. Jak wzmacnia się i uśmiecha do tego, co przed nim.

Co najbardziej cenisz w sobie jako człowieku?

Otwartość na różnorodność i zgodę na zmianę.

Powiedziałam jakiś czas temu, że równoważysz spokój i szaleństwo, choć doskonale potrafisz odczuwać jedno i drugie. Czym dla Ciebie jest równowaga?

No właśnie tym, że jedna moja noga jest szaleństwem a druga jest spokojem. Taki balans w nie zamknięciu się tylko w jednym. Choć przyznaję, że ta szalona noga chyba wielokrotnie częściej jest używana. 

Czym jest dla Ciebie szaleństwo i co było twoim zdaniem najbardziej szalonego, co zrobiłaś?

Takiego najbardziej szalonego w życiu (dłuższa chwila zastanowienia). To chyba pojechałam w samotną podróż do Izraela za Pięcioma Rytmami, za wołaniem swojej duszy. Drugie, które mi przychodzi do głowy to w sytuacji, kiedy usłyszałam od lekarza, że nie mogę mieć więcej dzieci po pierwszym porodzie, natychmiast chciałam mieć następne dziecko i urodził się syn. A później kolejna córka.Z takich zawodowych rzeczy, ostatnio najbardziej szalone było to, że w pięć minut podjęłam decyzję, że jadę do Trójmiasta pracować.

Co dla Ciebie znaczy dbanie o siebie?

Dbanie o zdrowie, o swoje ciało, o dobrostan umysłu i serca.

Żyjemy w niełatwych czasach. Co powiedziałabyś osobie, która jest w kryzysie?

Nawet nie wiem czy coś bym powiedziała. Po prostu pobyłabym z nią. To jest takie moje patrzenie na to, że jak ktoś jest w kryzysie, to mówienie niewiele daje. Człowiek wtedy słyszy, ale nie słucha, nie jest w stanie. 

Czyli obecność?

Zdecydowanie.  

W jaki sposób się regenerujesz?

Tańczę, wyjeżdżam. Ostatnio moja nowa miłość to morze. Chodzę na masaże. Jest dla mnie bardzo ważne, żeby regenerować się. Kiedyś jeszcze chodziłam po górach. Teraz jakoś rzadziej. Może warto do tego wrócić? 

Czy udaje Ci się jednocześnie regenerować ciało, umysł i duszę?

Tak, oczywiście. Kiedy mówiłam tańczę, miałam na myśli moją miłość do Pięciu Rytmów, czyli medytacji w ruchu. To jest mój sposób na potrójną regenerację. Jest jeszcze taka metoda, która się nazywa TRE,  odkryłam ją jakiś czas temu. Takie wytrzepywanie. Uprawiam ją z wielką frajdą, patrząc również na mojego psa, który się wytrzepuje. Wiem, że to nam służy.

Czym jest dla Ciebie kobiecość?

Esencją. I to taka kobiecość w kobiecie i kobiecość w mężczyźnie. Bo tutaj nie łączę tego z płcią. Kobiecość to dzielenie się, tworzenie, dbanie o siebie i o drugiego z hojnością uczuć. To też dla mnie odwaga. Kobiecość od spodu, od kości. Nie sam blichtr gładkiej skóry, choć to też, ale taka rozkwitająca od środka.

Co najbardziej Cię uszczęśliwia?

Uśmiech, dobre jedzenie, szum morza, szeroki horyzont za górą, czuły dotyk, dobra muzyka, poczucie mocy, tej z wnętrza.

Dobra muzyka, czyli jaka?

Taka, która w danym momencie mi służy i mnie wspiera. Może też być taka, która działa czasem na przekór, zmieniając mój nastrój i to począwszy od muzyki klasycznej, poprzez jazz, rock, muzykę medytacyjną. I oczywiście dobra poezja śpiewana. Żywa zawsze. Saksofon, pianino.

Co jest dla Ciebie w życiu najważniejsze?

Życie (dłuższa pauza). W życiu osobistym moja rodzina przez wiele, wiele lat była numer jeden. W życiu zawodowym – rozwój. W obu – życie w zgodzie ze swoimi wartościami. 

Czy jest coś, co byś zmieniła w swoim życiu lub coś, czego żałujesz?

Na pewno. Tylko co to da? Kiedy kładę się wieczorem i myślę, że mogłabym się nie obudzić, to zasypiam z taką myślą, że miałam dobre i fajne życie, aczkolwiek było w nim mnóstwo bardzo trudnych historii. Zawsze mówię, że każde życie można opowiedzieć na smutno i na wesoło. Moim na smutno można byłoby obdzielić drużynę harcerską. Moim na wesoło można by obdzielić może i nawet pułk wojska. Może dlatego moje na wesoło jest dużo większe, bo takie jest moje podejście. Nawet jak leżę na ziemi, to gdzieś tam szukam jakiegoś światełka. Myślę, że z takim darem się urodziłam.  Nie jest tak, że mogłam sobie to wypracować. Tak było od dziecka. Jak pytałam moich rodziców, to zawsze tak było. 

 Z szalonych rzeczy to niczego nie żałuję, bo jak mi coś przychodziło do głowy, to raczej starałam się realizować. Z takich bardzo poważnych… czy bym zrobiła inne ruchy? Gdybym miała dzisiejsze myślenie i serce, to pewnie tak. Wtedy miałam tamto i intencja, która była na dany moment była najodpowiedniejsza. Nie wydaje mi się, że warto się na tym teraz skupiać, bo to niczego nie zmieni. Aczkolwiek może warto się zastanowić czego nie zrobiłam a chciałam? Aby mieć zasób tego, co mnie w życiu kręci i w którą stronę chciałabym jeszcze pójść. To może tak.

Co powiedziałabyś Agacie, która ma 25 lat, teraz z perspektywy czasu?

Że warto miłować. Mimo wszystko. Mimo, że będzie bardzo trudno, że małżeństwo Ci się za chwilę rozpadnie, to warto miłować.

Czym jest dla Ciebie starość?

(długi głośny śmiech) Starość jest dla mnie stanem umysłu. Znam i mam takie szczęście mieć przyjaciół, wśród których są młode osiemdziesięciolatki. Znam również starych dwudziestolatków. Tych to mi szkoda.

Jesteś pogodzona ze śmiercią?

Taaaak! (wybrzmiało głośne, zdecydowane i wesołe). Tak. 

Czy to pogodzenie przyszło z czasem?

Nie. To pogodzenie przyszło z takim momentem w moim życiu, kiedy miałam szesnaście lat i na moich kolanach umarł chłopiec. Patrzył na mnie. Do dziś, nie wiem skąd miałam siłę, żeby mu pomóc odejść i zamknąć mu oczy. To był moment, kiedy zobaczyłam, jak życie jest krótkie. To był też moment, kiedy je doceniłam. To, co wtedy do mnie dotarło, to to, że jest tylko teraz. Potem były jeszcze moje inne, osobiste doświadczenia ze śmiercią. Po pierwsze, żyję z poczuciem, że to mogłam być ja. Po drugie, tyle razy miałam darowane życie, więc pewnie po coś. Po trzecie, pamiętam  oczy tego chłopca i nie wydaje mi się, że istnieje tylko ten świat. Wierzę, że nie będziemy żyć ani minuty dłużej niż jest nam dane. 

Następne pytanie, które chciałam Ci zadać to: Gdzie widzisz siebie za 10 lat? Natomiast w tej sytuacji, pragnę Cię zapytać czy w ogóle myślisz o sobie w takiej odległej perspektywie czasowej?

Zawsze się na to uśmiecham. Pierwsze, co przychodzi mi do głowy to to, że gdybym się jutro nie obudziła to po pierwsze, młodo już nie umrę. Po drugie, miałam bardzo bogate i dobre życie. I tak naprawdę w tym wszystkim, mimo wszystko, jestem podobna do siebie, tej mającej szesnaście lat dziewczyny. Zaczynam  odczuwać, że więcej czasu potrzebuję już na regenerację. Ciekawość natomiast została mi do dziś. Radość, chyba im więcej trudnych historii, tym jest głębsza i gdybym miała się widzieć za 10 lat…hmmm….czego bym chciała? Chciałabym mieć taką wytrzymałość i zdolność organizmu, żeby móc czerpać z tego życia jeszcze więcej. Za dziesięć lat moje dzieci będą już całkiem samodzielne. Moje wnuki będą już na tyle duże, żeby może gdzieś uciec z babką na weekend a ja może jeszcze będę mogła odwiedzić przyjaciółkę w Stanach.

Ludzie odkrywają swoje pasje latami. Co jest dla Ciebie najważniejszym darem? Z jaką misją przyszła Twoja dusza? Ty to doskonale wiesz, prawda?

Tak właśnie jest (otulający ciepły, długi uśmiech).

Co daje Ci największą, najgłębszą radość?

(bardzo długa chwila ciszy) Kiedy ja sama albo ktoś, przy kim jestem w trudnych życiowych sytuacjach, potrafi się nawet (a może zwłaszcza) przez łzy uśmiechać. Uśmiechem,który nie jest ośmieszaniem i zaśmiewaniem, tylko jest taką zapowiedzią radości z trzewi.

W jednym z najtrudniejszych dla mnie momentów w życiu, powiedziałaś: „Pozwól sobie na bycie słabą i bycie w nie wiem”. To jedno z najbardziej transformujących zdań, jakie usłyszałam. Takie, które pozwoliło nabrać oddechu i odpuścić. Czasami to bycie w nie wiem to nic innego jak bycie w stanie zaufania do świata. Natomiast bycie słabą to akceptacja dualizmu, o którym rozmawiałyśmy wcześniej. Akceptacja tego, że mam w sobie zarówno odwagę i moc, jak i słabość i bezsilność. Bardzo ci za to dziękuję. Na początku roku podarowałaś mi książkę Kasi Stoparczyk „Jak mieć w życiu frajdę”. Chciałabym teraz otworzyć tę książkę i wybrać losowo jedno pytanie, na które chciałabym, żebyś odpowiedziała. Co Ty na to?

Otwieraj. Zaufajmy losowi.

Wspomniałaś o swoim trudnym doświadczeniu w wieku 16 lat. Za co byś dzisiaj podziękowała tej dziewczynce?

(cisza) Za to, że miała odwagę. Odwagę stanąć do życia (słychać silne wzruszenie). Za to, że się nie wahała i za to, że zaufała życiu mimo, iż wydawało się, że to jest moment, kiedy to życie odchodzi. Tak naprawdę myślę, że wtedy dostałam siłę na te wszystkie inne trudne historie moje, moich bliskich, ludzi, których spotykałam. Za to, że byłam trochę taka jak mój ukochany główny bohater w filmie „Braveheart”. 

Dziękuję Ci za piękną, mądrą i poruszającą rozmowę.

Rozmawiała Anna Łękawska

KONTAKT

AGATA STEC